Trekking w Gruzji. Tuszetia i Chewsuretia. Dzień 3: od pograniczników z Girevi do pasterzy na polanę Kvakhidi
W naszej wyprawie przez Tuszetię i Chewsuretię czas na etap numer 3. Będzie to dzień łagodnego trekkingu - spokojnej wycieczki przez góry Gruzji. Czeka nas odcinek od wioski Girevi na polanę Kvakhidi, czyli w górę rzeki. Ten dzień wędrówki zaczynamy mając jeszcze zasięg w komórkach, ale szybko go tracimy, za wsią Girevi. Zyskujemy za to wiele więcej: kolejne piękne widoki. A także nowe spotkania i znajomości na szlaku trekkingu przez góry Kaukazu.
Dzień zaczął się leniwie. Była niedziela, 4 sierpnia 2019 roku. W nocy w Girevi spadł deszcz. Rankiem w powietrzu czuć wilgoć, chmury wiszą całkiem nisko, a nam niekoniecznie śpieszno na trasę. Tym bardziej, że nasza gospodyni woła na śniadanie, do stołu pełnego kolejnych domowych, gruzińskich przysmaków.
Spis treści - wcześniejsze dni naszej wyprawy:
1. Etap nr 1: niezapomniana droga 4x4 z Telavi do Omalo
2. Etap nr 2: trekking z górnego Omalo do Girevi (grzbietem)
Za Girevi tracimy zasięg w telefonach. Czeka na łagodna wędrówka wzdłuż rzek Pirikita Alazani i Kvakhidistskali.
Nikt nie goni, a padająca mżawka na dłużej zatrzymuje nas przy stole. W końcu pakujemy się i ruszamy. Czas na codzienny ceremoniał: większe plecaki zabiera nasz koniarz Avto, który wędruje ze stadem swoim tempem, mniejsze plecaki z przekąskami i wodą zabieramy ze sobą. Zanim ruszymy w drogę, czas na małe zakupy w sklepiku w Girevi. Poza tym czekają nas drobne formalności.
W Girevi stacjonują żołnierze – pogranicznicy. Trzeba ich odwiedzić, zameldować się, pokazać paszporty i dostać pisemne pozwolenie na poruszanie się w strefie przygranicznej. Jesteśmy przecież bardzo blisko Rosji, a dokładnie Czeczenii, o której jeszcze wspomnimy.
W Girevi wykonujemy też ostatnie telefony i wysyłamy smsy. Przez najbliższe dwa dni trekkingu przez Tuszetię i Chewsuretię będziemy bowiem wykluczeni cyfrowo. Po drodze nie ma zasięgu, złapiemy go dopiero w Szatili, stolicy Chewsuretii. Dlatego na razie, przez kolejne dwa dni wyprawy przez tę część Gruzji, będziemy tylko my i góry, no i napotkane po drodze osoby.
Chcesz jechać na niezapomnianą wyprawę do Gruzji? Zapisz się na sierpniowy trekking z Tuszetii do Chewsuretii
Film z Tuszetii:
Trekking z Girevi na polanę Kvakhidi, czyli spokojna wycieczka przez gruzińskie góry
O ile wczorajszy etap, trekking z Omalo do Girevi był wymagający, dzisiejsza wędrówka okaże się lajtową wycieczką ze stosunkowo niewielkimi przewyższeniami. Dzisiaj będziemy szli wzdłuż rzeki, a szlak będzie czasami wznosił się, czasami opadał. Pokonamy też wiele strumieni spływających do rzek. Czasami trzeba uważać, by nie zamoczyć kostek, ale generalnie strumienie nie sprawiają większego kłopotu.
Taka też, przeplatana, będzie nasza wyprawa przez Tuszetię i Chewsuretię. Jeden dzień bardziej wymagający, jak ten wczorajszy etap z Omalo do Girevi, kolejny, jak ten dzisiejszy, łatwiejszy.
Wędrujemy więc z Girevi na polanę Kvakhidi, co pewien czas zatrzymując się na zdjęcia. Od samego początku jest co podziwiać: stare, czasami zrujnowane wieży, głębokie doliny, pasterze i owce na zielonych łąkach Tuszetii. Wkrótce za Girevi dochodzimy do połączania dwóch rzek – dopływów Pirikita Alazani. Po lewej mamy rzekę Larovnistskali, po prawej Kvakhidistskali. My skręcamy w prawo, zmierzamy w górę rzeki Kvakhidistskali. Czyli idziemy w stronę polany Kvakhidi.
Pierwszy dłuższy postój zrobimy przy opuszczonej ciche – koszkebi (twierdzy – wieży). Jest nieco zniszczona. Przed laty została trafiona rosyjską bombą. Przy ciche koszkebi życie jednak w pełni. Spotykamy pasterza Tengiza, Czeczena, który całe dnie spędza na zajmowaniu się stadem owiec. Oczywiście Tengiz zaprasza do siebie. Cieszy się, że ktoś do niego zaszedł. Częstuje chlebem, pomidorami, no i oczywiście czaczą. Na pożegnanie wręcza nam cukierki.
Kolejne kilometry trekkingu z Girevi na polanę Kvakhidi to dalsza łagodna wędrówka. I kolejne spotkania z lokalną tradycją i wierzeniami. Widzimy święta miejsca – chati oraz rogi koziorożca oddanego w ofierze.
Choć dzień jest spokojny, to swoje trzeba przejść. Pojawiają się u niektórych z nas pierwsze pęcherze. Ola, uczestniczka naszej wyprawy, dzielnie sobie późnej z nimi poradzi idąc z pomocą innym uczestnikom.
Czytaj też: Co robić w Batumi, również w deszczowe dni?
Tuszetia z drona – zobacz film!
Polana Kvakhidi. Dlaczego warto rozbić tu namiot podczas trekkingu z Tuszetii do Chewsuretii?
Na Polanę Kvakhidi, położoną na 2422 mnpm, docieramy po południu. Pogoda i humory dopisują. Polana tętni życiem. Pasterze postawili wiatę, w której sprzedają napoje, piwo, drobne przekąski. Polana Kvakhidi, położona nad rzeką, to przecież najczęściej wybierane miejsce noclegowe na trekkingu z Tuszetii do Chewsuretii.
Zobacz, jak wygląda zima w Tuszetii w Gruzji:
Ale jeszcze nie czas na odpoczynek. Bo tym razem nie czeka na nas agroturystyka. Tego dnia po raz pierwszy na naszej wyprawie rozbijamy namioty. Wyciągamy też karimaty i śpiwory – pora rozbić nasze obozowisko, rozpalić ogień, przygotować kolację dla całej grupy. Dzielimy się obowiązkami, jedni idą po wodę, inni kroją warzywa kupione przez trekkingiem na bazarze w Telavi, stolicy Kachetii. Na kolację będzie „kaszotto” i kilka innych przysmaków.
A po kolacji, czas na wspomniane piwo. Oraz na prysznic. Wyobraźcie sobie, ale tutaj, na polanie Kvakhidi, można wziąć ciepłą kąpiel. Za jedyne 5 lari. Zaradni pasterze postawili namiot, piecyk, podłączyli wodę z rzeki. I w naprawdę dobrych warunkach, jak na polanę wysoko w górach, można zmyć z siebie trudy tego dnia trekkingu.
Gorącego prysznica nie bierze jedynie prezes Tomek. Jest prawdziwym twardzielem, z doświadczeniem w morsowaniu – decyduje się na kąpiel w rzece. Zimnej, jak nie powiemy co. Ale Tomek daje radę.
Wieczorem będzie okazja się rozgrzać. Pasterze zapraszają do siebie i częstują czaczą. Niektórzy, siedzący w namiocie obok, oddają się w objęcia „mari, mari”. To pewien rodzaj zioła, które zostało zalegalizowane w Gruzji :-)
Przed pasterzami zapowiada się długi wieczór. My kończymy jednak spotkanie o rozsądnej porze. Idziemy do namiotów. Jutro czeka nas kolejny dzień trekkingu, a przede wszystkim wymagające podejście na przełęcz Atsunta, najwyższego punktu podczas naszego trekkingu przez Tuszetię i Chewsuretię.
Zanim pójdziemy spać do namiotów, zanim każdemu z nas, na wysokości prawie 2500 mnpm będą się śnić niestworzone rzeczy, podsumowujemy niedzielna lajtową wycieczkę. Czyli etap z Girevi na polanę Kvakhidi:
- pokonaliśmy 17 kilometrów,
- 2500 mnpn miał najwyższy punkt, na jaki weszliśmy tego dnia
- zrobiliśmy 960 metrów przewyższenia
„Do przeczytania” w następnym odcinku.
W czwartej części opowiemy o etapie naszej wyprawy: z polany Kvakhidi na polanę Khidotiani, przez przełęcz Atsunta. Przed nami kolejny piękny dzień, podczas którego pożegnamy Tuszetię i wejdziemy do bardziej skalistej Chewsuretii. Ale o tym już niebawem.