W naszej wyprawie do Gruzji, na trekking przez Tuszetię i Chewsuretię, czas na dzień numer 2. Czyli na wędrówkę ze stolicy Tuszetii – Omalo do wioski Girevi. Był to dzień pełen niespodzianek, od zaskakującego spotkania na szczycie z dawno niewidzianym Amiranem po degustacje… baranich jąder i lokalnego piwa aludi. A na koniec czekało nas sforsowanie rzeki – przeprawa przez poskręcany mostek nad rzeką Pirikita Alazani.

Zapraszamy na odcinek 2 naszej relacji z wycieczki do Gruzji, na trekking z Tuszetii do Chewsuretii. Opisujemy wyprawę z sierpnia 2019 roku. Przypomnijmy, że pierwszego dnia naszego trekkingu do Tuszetii i Chewsuretii jechaliśmy terenówką 4x4 z Telawi, stolicy Kachetii do Omalo, stolicy Tuszetii. Czyli z nizin jechaliśmy wysoko w góry Kaukazu.

Czytaj więcej o pierwszym dniu naszej wyprawy: Etap z Telavi w Kachetii do Omalo w Tuszetii

Wędrówka z Omalo do Girevi: czas na trekking i spore przewyższenia z pięknymi widokami

W Omalo można zostać kilka dni i chodzić na piesze wycieczki po okolicy. Nasz plan był jednak inny. Po powitalnej kolacji w Górnym Omalo, w jednej z agroturystyk, po wzniesieniu kilku tradycyjnych toastów, poszliśmy spać. Następnego dnia czekał nas drugi dzień wyprawy w ten rejon Gruzji, a de facto pierwszy dzień naszej wędrówki przez góry Kaukazu.

Po śniadaniu zapakowaliśmy nasze bagaże na delicę i wyjechaliśmy w górę, kilka kilometrów za wioskę. Tam czekał Avto – zwany przez nas koniarzem. Czyli opiekun koni, które przez kolejne dni niosły nasze cięższe bagaże. Avto zabrał nasze większe pakunki i swoim tempem ruszył przed siebie.

Omalo Girevi

Avto szedł „dołem”, wzdłuż rzeki Pirikita Alazani. Drogą dla samochodów, przez wsie Dartlo i Parsmę, aż do Girevi. Zobaczyliśmy się z nim i naszymi dużymi plecakami dopiero pod wieczór. Zresztą jak każdego następnego dnia naszego trekkingu.

Czytaj więcej o naszym programie: Trekking przez Tuszetię i Chewsuretię w sierpniu 2021

Wspomniane Dartlo, przez które szedł Avto i konie z naszymi dużymi plecakami, to bardzo ciekawa wioska. Podobnie jak Omalo, pełne jest kamiennych wież i bogatej historii. W Dartlo można obejrzeć choćby ruiny dawnego sądu „ludowego”. Sprawiedliwość była wymierzana przez starszyznę rodową. Zresztą, w regionie do dzisiaj olbrzymią wagę przywiązuje się do tradycji, roli starszych osób, przodków. Podobnie jak w innych miejscach Gruzji.

Zobacz film z Dartlo:

 

 

Ale wróćmy na szlak. My tym razem odpuszczamy sobie wizytę w Dartlo. Nie idziemy „dołem”, jak nasz „koniarz”. Słowem, nie idziemy łatwą drogą dla samochodów. Za namową naszej liderki Moniki decydujemy się już pierwszego dnia trekkingu na spore podejście. Wchodzimy na grzbiet i spokojnym tempem wędrujemy. Po prawej ręce, w dolinie, mamy rzekę Pirikita Alazani oraz wspomnianą wieś Dartlo.

Omalo Girevi 1
Gosia rusza na trasę

Omalo Girevi 2
A oto nasza grupa - prawie w komplecie :-)

Omalo to Girevi
Widoki na trasie :-)

Po jakichś 2-3 godzinach marszu, z przystankami na fotografie i uzupełnienie energii, na okolicznym wzniesieniu dostrzegamy jakichś ludzi i koni. Jesteśmy zdziwieni, bo wcześniej nie widzieliśmy żywej duszy. Zaciekawieni obecnością kogokolwiek w okolicy – może jakiejś wycieczki - prawie wszyscy nieco zbaczamy z trasy. Czeka nas kolejne podejście, ale warto było odbić nieco w prawo. Prezes Tomek, drugi Tomek oraz Gosia postanawiają iść nieco szybciej - poczekają na nas przy najbliższym punkcie orientacyjnym :-) 

Tuszetia - czego chcieć więcej? Zobacz film

Baranie jądra i piwo aludi podczas święta Sakheoba oraz nieoczekiwanie spotkanie z Amiranem

Na górze trafiamy na dużą imprezę. Na lokalne święto. Nie jest tak duże jak Tuszetoba, największe lokalne święto w Tuszetii obchodzone zazwyczaj w pierwszą niedzielą sierpnia.

Omalo Girevi 4
Prezes Tomek chadzał tego dnia własnymi ścieżkami i na Sakheobę nie trafił :-)

Największe lokalne święto Tuszetoba zaczyna się wyścigiem konnym – więcej tutaj

Jak słyszymy od zgromadzonych, święto nazywa się Sakheoba. Odbywa się 100 dni po Wielkanocy. Oczywiście możemy dołączyć. Po chwili siedzimy na kocach obok grupy kobiet i kilku mężczyzn. Są zaciekawieni naszą obecnością, a my nimi. Rozmawiamy po rosyjsku. Rozlewane jest lokalne piwo aludi. Wyglądem i smakiem przypomina kwas chlebowy. Słuchamy opowieści o lokalnych tradycjach i zwyczajach. Pierwszy dzień i na „dzień dobry” mamy to, czego szukaliśmy. Tuszetię i jej prawdziwą twarz.

Tuszeti Sakheoba
Sakheoba w Tuszetii - czas na lokalne piwo aludi

Nieco wyżej od „grupy kobiecej” siedzi sporo mężczyzn. Jak to w dawnej Gruzji – kobiety osobno, mężczyźni osobno. Panowie na górze oprawiają zabite barany. „Starszyzna” siedzi przy świętym miejscu chati. Kobietom wstęp wzbroniony. Żeńska część naszej wyprawy zostaje więc nieco niżej. Łukasz z Piotrem dostają pozwolenie na podejście do chati. Warunek – trzeba zakryć nogi.

Podchodzimy we dwóch pod kamienny kopczyk, który ocieka krwią. aśnie zabito przy nim sześć baranów. Taki lokalny zwyczaj, związany z dawnymi, pogańskimi jeszcze wierzeniami.

Ale to nie koniec niespodzianek. Przy chati widzę… znajomą twarz. Głównodowodzącym, jeśli się mnie wzrok i pamięć nie zawodzą, jest Amiran.

Według gruzińskich legend i opowieści Amiran przed wiekami był superbohaterem, odpowiednikiem mitycznego Prometeusza.

Tymczasem ten ziemski Amiran to nasz kierowca, z którym w październiku 2011 roku wybrałem na pierwszą, pokrzyżowaną przez śnieg, wyprawę do Tuszetii.

- Amiran, to ty? - pytam z niedowierzaniem.

Gruzin ze zdziwieniem patrzy mi w oczy.

- Tak, ale kim jesteś? – uśmiecha się mój stary znajomy.

Sakheoba Shulta
Spotkanie z Amiranem po 8 latach

Gdy opowiadam, że 8 lat wcześniej się spotkaliśmy, nie dowierza. Ale gdy przypominam sobie jego nazwisko i kolejne szczegóły, nie ma już wątpliwości. Tak oto spotkaliśmy się po latach, w Tuszetii, pośrodku pięknych gór, na święcie Sakheoba. Amiran, jako miejscowy, starszy wiekiem, pełnił rolę szulta. Jednego z gospodarzy i organizatorów święta.

- Zostańcie z nami – proponuje. Po chwili jesteśmy częstowani czymś mocniejszym niż piwo aludi oraz lokalnym przysmakiem. Kawałkami „jakby” mięsa, które wyglądem przypomina drób.

- To nasz delikates! Baranie jądra – te słowa padają w momencie, gdy jestem po degustacji, a Piotr bierze do ust lokalny przysmak.

No nic, biesiada trwała dalej, a my nie zdradzimy czy poprosiliśmy o dokładkę. Niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą ;-)

Omalo Girevi 5
- A macie dla nas baranuli jądruli? - dopytywała Monika

Czytaj też: Co zjeść w Azji Centralnej?

Po pamiątkowych fotografiach, toaście i rozmowach „o starych dziejach”, rozstajemy się z Amiranem i pozostałymi uczestnikami Sakheoby. Podziwiamy jeszcze raz konie. Ale czas na nas, bo przecież za jasnego musimy dojść do mety pierwszego dnia trekkingu. Czyli do agroturystyki w Girevi.

Koń to główny środek komunikacji w Tuszetii – zobacz film:

Jak pokonać mostek w Parsmie, za którym czeka ostatnia prosta do Girevi

Po opuszczenie Sakheoby dalej wędrujemy grzbietem góry. Cały czas po prawej mamy dolinę rzeki Pirikita Alazani. I zachwycające widoki. Góry po horyzont. Cisza. Czego chcieć więcej?

Omalo Girevi trekking
Jesteśmy już całkiem wysoko, ale to nie jest nasze ostatnie słowo tego dnia

Po jakichś kilkudziesięciu minutach, kiedy w oddali po prawej stronie widzimy wioskę Parsma, schodzimy dość ostro w dół. Wraz z nami coraz niżej schodzi słońce. Oświetla zbocza Kaukazu.

Mamy już za sobą dobrych kilka godzin wędrówki, ale czeka nas jeszcze dwa wyzwania tego dnia.

Pierwsze to przejście obok stada owiec, które jest strzeżone przez kilka agresywnych osób. Chodzi o takie przejście, aby nie było strat w sprzęcie i w ludziach :-) O psach krążą bowiem legendy. Niektórzy na taki trekking zabierają więc ze sobą gaz pieprzowy, by odstraszyć zwierzęta. Ale nie takie psy straszne, jak je malują. Stado owiec ma pasterza, który szybko przywołuje ochronę stada. Psy go słuchają i jedynie przyglądają się nam z oddali.

Omalo Girevi 6
W drodze do Girevi

Po chwili czeka nas chyba już ostatnie wyzwanie tego dnia. Pokonanie mostka nad Pirikita Alazani, który po zimie został mocno poskręcany przez wysoki poziom górskiej rzeki.

- Jak tu przejść przez mostek? - zastanawiamy się głośno.

Padają opcje pokonanie rzeki na nogach, no ale nurt jest silny, a poza tym trzeba by znaleźć jakąś płyciznę.

A może by tak przejść jednak przez ten mostek?

Bridge Parsma
Jaki jest mostek, każdy widzi. Ale z tej strony wygląda całkiem dobrze :-)

Po chwili na mostek, z drugiej strony, wchodzi mały chłopiec. I trochę nas zawstydza. Chodzi po nim bez strachu, trzymając się poskręcanych we wszystkich strony poręczy i podpór. Jego ojciec udziela nam wskazówek. Po chwili wchodzimy więc i my. Najpierw panowie – tworzymy żywy, międzynarodowy most :-) Podając ręce kolejnym osobom, wspólnie przechodzimy na drugą stronę. Pomagamy także dwóm starszym Czeszkom, z którymi tego dnia co jakiś czas mijaliśmy się na trasie. One wędrują z ciężkimi plecakami. Bierzemy ich ciężkie pakunki, a potem pomagamy w przejściu. Gdy wszyscy są już po drugiej stronie rzeki, idziemy na piwo. Do sezonowego baru w Parsmie. A co, należy się nam po całym dniu wędrówki.

Przed nami finisz i kolejne zjawisko widoki. Z Parsmy, do agroturystyki, mamy już kawałek drogi. I nie jest to „samochodówka” , bo w Parsmie kończy się droga dla samochodów. Zaczyna się ścieżka – odpowiednia jedynie dla koni i wędrowców. Czyli dla nas. Na kolację w Girevie docieramy malowniczą ścieżką wzdłuż rzeki, idziemy po skałach uważając, by nie zmoczyć butów w wodzie. Znowu jest na czym zawiesić oko.

Parsma Girevi
Aniołki Prezesa i Prezes :-)

W Girevi, na polanie, czeka już na nas koniarz Avto. Z naszymi dużymi plecakami.

Pierwszy dzień trekkingu za nami. Pora na kolację złożoną z gruzińskich przysmaków. Nasza przemiła gospodyni podaje też czaczę. Siadamy i podsumowujemy ten drugi drugi dzień wyprawy, ale pierwszy etap naszej wędrówki.

Girevi dinner
Zasłużona kolacja w Girevi

Podsumowanie:

Przeszliśmy 25 kilometrów w dobrej, słonecznej pogodzie.

Pokonaliśmy 1200 metrów i weszliśmy na maksymalną wysokość 3100 mnpm.

Przez cały dzień spotkaliśmy na trasie aż 4 turystów (nie licząc uczestników Sakheoby).

Poziom zadowolenia – bardzo wysoki, a to przecież pierwszy dzień naszego trekkingu.

Już niebawem trzeci odcinek. Tym razem opiszemy etap z Girevi na polanę Kvakhidi, na naszą pierwszą noc pod namiotami.

Masz pytania? Skontaktuj się już teraz!

Tomek

+995 558 154 189

info@kavkazbrothers.com

 

Łukasz

+48 693 868 462

info@kavkazbrothers.com

Kavkaz Brothers

"Kavkaz Brothers" 

Angisa Street 78/109,

Batumi 6000, Gruzja - Georgia

Organizator działa w oparciu o przepisy prawa gruzińskiego. Działalność Organizatora jest zarejestrowana na terenie Gruzji.